Czy Monako będzie punktem zwrotnym tego sezonu?
W ostatni weekend mieliśmy do czynienia z niezwykłym wydarzeniem. W świecie motoryzacyjnym są jeszcze dwa tak istotne eventy, które stanowią tzw. Koronę. W tym cyklu znajduję się Indy 500, 24 godziny Le Mans oraz Grand Prix Monako Formuły 1. Co do dwóch pierwszych nie można narzekać ponieważ, w ciągu całego dystansu rywalizacji dochodzi do fantastycznej batalii o zwycięstwo, o tyle w przypadku zawodów na ulicach Monte - Carlo, już tego nie możemy powiedzieć. Jednak każdy z fanów sportów motorowych czeka na trzeci weekend maja każdego roku i odlicza do momentu zgaszenia świateł, licząc na to, że będą świadkami historii. Niestety, w ostatnich latach, od roku 2016, zauważalny jest stan, w którym to niedzielne wydarzenia stają się mało atrakcyjne dla widzów. Oczywiście, w przeciągu ostatnich 5 edycji tego wyścigu (w 2020 roku nie doszło do Grand Prix, ze względu na pandemie) mieliśmy fajne widowisko ale one było ciekawe dla fana, który pamięta czasy Senny, Prosta, PIqueta czy Mansella, gdzie trzeba było wywalczyć swoją pozycję, a nie liczyć na systemy czy dodatkowe mechanizmy. Dawniej GP Monako było weryfikacją umiejętności, pokazem odwagi, areną koncentracji. Coś w tym jest, że Lewis Hamilton nie ma szczęścia do tych ulic. Wygrał tam tylko trzykrotnie, z czego tak naprawdę jedno zwycięstwo otrzymał na tacy przez błąd zespołu Red Bulla, a w roku 2019 uratowała go konfiguracja toru oraz gabaryty samochodu, ponieważ nie mając opon, udało mu się dowieźć pierwsze miejsce do mety. Dla porównania, Michael Schumacher, też siedmiokrotny mistrz świata jest ex aequo na drugim miejscu na liście zwycięzców, razem z Mr. Monaco - Grahamem Hillem. Obaj wygrywali 5 razy. A największym z największych na legendarnych ulicach Monte - Carlo był nieodżałowany Ayrton Senna, który sześciokrotnie zwyciężał oraz był bliski upokorzenia Alaina Prosta w sezonie 1984, ale to były czasy wielkiej polityki i zupełnie inne realia.
Tegoroczny wyścig, tak naprawdę nim się rozpoczął, to został rozstrzygnięty. Zwycięzcą wyścigu został Max Verstappen, dla którego była to pierwsza wygrana w Monte - Carlo. Prawdę mówiąc, nie byłoby, być może, tego wszystkiego gdyby nie....wypadek Charles'a Leclerc'a w dniu poprzednim, w czasie kwalifikacji. Wszyscy w padoku już zaczynają wierzyć, że nad Monakijczykiem ciąży jakieś fatum. Od 2017 roku nie dojeżdżał w każdym domowym wyścigu!!! To jest nieprawdopodobna statystyka, na której przełamanie liczył w ten weekend, tym bardziej. że zdobył upragnione Pole Position. Niestety uszkodzenia po kraksie w sekcji przy basenie były zbyt rozległe, a Ferrari nie dokładnie przebadało samochód oznaczony numerem 16. Tym samym zadanie dowiezienia dobrego wyniku do mety spadło na Carlosa Sainza. Syn dwukrotnego mistrza świata w rajdach, Carlosa Sainza Seniora, od początku sezonu zaskakuje swoim szybkim przyswojeniem nowego samochodu i dostosowaniem się do nowej sytuacji (kto wie czy Red Bull zbyt pochopnie postąpił, wypuszczając go ze swojej rodziny). Dorównuje tempu Leclercowi, a w Monako miał realną szansę na zdobycie swojego pierwszego w karierze P1 w kwalifikacjach. Ostatecznie, po bardzo dobrej, równej i spokojnej jeździe dowiózł do mety drugie miejsce na podium, tym samym zdobywając dla Ferrari pierwsze "pudło" w tym sezonie. Również na wielkie słowa pochwały zasługuje Lando Norris, który wydaję się, że tym weekendem podkreślił, kto na tą chwilę rządzi w garażu McLarena. Ekipa z Woking wystąpiła w tej rundzie w nieco odmienionych barwach. Specjalnie na weekend w Monako zastosowali legendarne malowanie Gulf Oil z przełomu lat 60., 70. i 80.. Dla kibiców sportów motorowych był to powrót do przeszłości, który najlepiej by było, żeby pozostał i to powie każdy fan, który jest związany z wyścigami. Wracając do Norrisa, pojechał świetny wyścig wykorzystując wszystkie problemy rywali, a przede wszystkim jednego zespołu, o którym będzie mowa za chwilę...Brytyjczyk potwierdził tym samym dobrą formę, oraz powrócił na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Ostatnim plusem tego wyścigu był Sebastian Vettel, który dostał nagrodę "Driver of the day'. Kierowca Astona Martina dojechał na piątym miejscu, osiągając najlepsze jak do tej pory miejsce w wyścigu. Napewno ten weekend może zaliczyć do udanych, co może również mieć skutek w dalszej części tegorocznego sezonu, a to dlatego, że nie ma lepszego miejsca na zyskanie pewności siebie niż Monte - Carlo.
Największymi przegranymi tego weekendu są mistrzowie świata i dominatorzy ostatnich sezonów, czyli ekipa Mercedesa. Od czwartku mieli potężne problemy z przyczepnością, co skutkowało brakiem pewności siebie u Lewisa Hamiltona i Valtteri'ego Bottasa. W sobotę doszło do pewnego niewielkiego przełamania, gdy trafiono w miarę z ustawieniami w samochodzie Fina, przed samą sesją kwalifikacyjną. Niestety, u obrońcy tytułu tego zabrakło, za co na łamach licznych wywiadów przepraszał Toto Wolff. Zwieńczeniem fatalnego weekendu "czarnych strzał" był niedzielny wyścig, który został zepsuty przez strategów Mercedesa, w przypadku Hamiltona, natomiast w sytuacji Bottasa zawiodła....nakrętka, która trzymała koło (została ściągnięta dopiero w fabryce, w Brackley). Przez te wydarzenia, możemy określić Grand Prix Monako być może, jako punkt przełomowy w walce o mistrzowską koronę pomiędzy Brytyjczykiem, a Holendrem. Verstappen od początku sezonu jeździ niesamowicie równo, w każdym wyścigu dojeżdżał na podium (manewrując pomiędzy pierwszym, a drugim stopniem podium), natomiast w Mercedesie zaczyna się pojawiać zdenerwowanie, wręcz zasugerowałbym, że w szeregi zespołu wkrada się brak pomysłów na tę nową, jakby nie patrząc sytuację. To nie jest to samo, co jeszcze dwa czy trzy lata temu, gdy tym zespołem, który podgryzał było Ferrari. Włoska stajnia wtedy na własne życzenie przegrywała z Mercedesem. Teraz mamy sytuacje, w której Red Bull jest o pół lub nawet cały krok przed obrońcami tytułu i tylko od zespołu spod znaku czerwonego byka zależy, czy tą walkę wygrają.
Podsumowując, sądzę, że Azerbejdżan, czyli następny wyścig będzie niezwykle istotny dla Mercedesa. Czy uda im się zrewanżować zespołowi Red Bulla za ten ostatni weekend i czy unikną kolejnych wpadek, bo w tym sezonie już mieli dwie takie niespodziewane sytuacje. Na Imoli, Hamilton stanął na wysokości zadania, ale w Monako zawiedli absolutnie wszyscy, a przede wszystkim osoby odpowiadające za oba samochody oraz strategię wyścigową. Gratulację dla wygranych i odliczamy dni do kolejnego Grand Prix.
photo: MotorBox
Komentarze
Prześlij komentarz